Wylatujemy z K. z Warszawy. I nawet nasze bagaże okazują się kwalifikować do wymiarów bagażu podręcznego na naszym niskobudżetowym locie; -)
Lądujemy w Rzymie i kierujemy się do Bazyliki św. Piotra. Dobry ruch, gdyż wieczorem Bazylika robi niesamowite wrażenie zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Niesamowicie odpowiadało mi połączenie różu, złota, brązu i szarości. Oświetlenie Bazyliki pięknie eksponuje malowidła na ścianach i kopułach. Tak się zachwyciliśmy, że nawet nie zauważyliśmy ustawionej skromnie w rogu Bazyliki Piety... Dowiedziałam się o tej światowej klasy rzeźbie dopiero wieczorem słuchając podcasta nt Bazyliki. Wiedzieliśmy więc, że to miejsce trzeba nawiedzić jeszcze raz. A może i nie jeden raz.
Po uczcie estetycznej ruszamy w poszukiwaniu miejsca noclegu u Patrika, który zgodził się przenocować nas w ramach serwisu couchserfing. Metro i 45 min. autobusem do Montecompatri i w deszczu, przy sporych podmuchach wiatru wspinamy się na górkę , na której czeka na nas niesamowity widok Rzymu. Warto było!
A tymczasem okazuje się, że u Patrika od 10 lat trwa remont. Nie ma okien, lecz dykta i karton w oknach a salon przypomina...jeden wielki warsztat. Ale jest już rozgrzany kominek, a w nim ziemniaki. No i jest niezwykle ciepłe przyjęcie przez gospodarza! a z naszej strony pyszne winko. Nadchodzi noc i ja zakładam na siebie wszystko, co mam grubego czytaj: długie spodnie, polar i kurteczkę i układamy się do snu;-)